0
Chris Peen 28 listopada 2022 21:03
Dzień 0

Genezy tego wyjazdu należy poszukiwać wiele, wiele lat temu, gdy jeszcze mogłem sobie pozwolić na dłuższe wyjazdy… Otóż, w 2005 roku odbyłem piękną, miesięczną podróż po kaukaskich krajach – Azerbejdżanie, Gruzji i Armenii. To były jeszcze czasy, gdy na każdy wyjazd brało się śpiwór, książkowy przewodnik i zupki Knorra, kontakt ze światem zapewniały tylko kafejki internetowe, a Wizz Air dopiero rok wcześniej odbył swój pierwszy w historii lot :lol: .
My, żeby dostać się na Kaukaz musieliśmy lecieć Aeroflotem :roll: przez Moskwę i zabulić pół ówczesnej pensji za bilet. Za to na miejscu czekała na nas piękna pogoda, niesamowite zabytki i przyroda, no i wręcz krępująca gościnność miejscowych… Ile razy musieliśmy się naprawdę solidnie namęczyć, żeby delikatnie wymigać się od nocowania u dopiero, co poznanych ludzi? Ile przeprowadziliśmy serdecznych i wspominkowych rozmów o „Czetyrie tankisty i sobace”, o służbie w Bornem Sulinowie, o handlowaniu na Stadionie Dziesięciolecia, o Bońku, o Joannie Chmielewskiej…
Piękny wyjazd, piękny czas… :D
Ale, ale… do rzeczy. No więc, wówczas przejechaliśmy klasyczną trasę rozpoczynającą się w Baku, a kończącą w Erewaniu, z absolutną wisienką, w środkowej części tego wyjazdu, na tym kaukaskim torcie, czyli dwutygodniowym pobytem w Gruzji. W ramach tej podróży zobaczyłem większość azerbejdżańskich atrakcji – Baku, Qobustan, Lahic, Szeki, Kis i Zaqatalę. Czegoś tu jednak brakuje, prawda? Nachiczewan… Jestem absolutnym fanem wszelkich polityczno – administracyjnych dziwolągów :lol: , a przecież Nachiczewańska Republika Autonomiczna jest eksklawą oddzieloną od głównego terytorium Azerbejdżanu terytorium wrogiej Armenii… W czasie pierwszej podróży, brak środków finansowych, a przede wszystkim wielość atrakcji, uniemożliwiły mi odwiedzenie tego miejsca (aczkolwiek byłem wówczas w Górskim Karabachu). No to w końcu przyszła pora…
Wyjazd do Nachiczewania, połączyłem z przypomnieniem sobie głównych atrakcji Azerbejdżanu, a że Moja Pani nigdy w tym kraju nie była, to dla niej też to była okazja, aby zobaczyć coś nowego.
Tym razem, aby dostać się na Kaukaz, nie musieliśmy korzystać z usług jakichś dziwnych linii, albowiem nasz LOT od jakiegoś czasu oferuje bezpośrednie loty z Warszawy do Baku. Za bilety z Krakowa z przesiadką w Warszawie zapłaciliśmy po 872,00 zł na osobę. Czasami podczas Szalonej Środy bilety można kupić taniej, ale nam, po pierwsze zależało na konkretnym terminie, a po drugie kupiliśmy bilety bez pośrednika (nawyk z czasów covidowych). Jeszcze tylko e – visa za 26 USD od osoby, przylotniskowy parking za 115,00 zł, ubezpieczenie za 54,00 zł od osoby i proszę – jesteśmy gotowi :!: .DAD - zapraszam :D

Sudoku - Nachiczewan jest na pewno godny odwiedzenia, pytanie czy ma sens lecieć tam na kilka (kilkanaście) godzin. Tam większość ciekawych rzeczy jest poza miastem. Raczej bym optował za opcją dwudniową. Cena biletów jest stała i wg mojej wiedzy da się je kupić tylko na stronie AZAL. Plusem jest to, że nie trzeba ich kupować dużo wcześniej, bo do końca są w tej samej cenie :)Dzień 1

No i nastał w końcu ten długo wyczekiwany dzień.
Najpierw musimy jeszcze pozałatwiać wszystkie sprawy w pracy, których ilość (jak to zwykle ostatniego dnia przed urlopem) pęcznieje wraz ze zbliżającym się końcem dnia. Ufff… jakoś udało się wszystko pozamykać i spokojnie możemy ruszać.

Najpierw nasza standardowa, samochodowa trasa do Balic, skąd ma wyruszyć nasz samolot do Warszawy. Pobyt na lotnisku w Balicach, jak i sam lot do Warszawy przebiegają sprawnie i bezproblemowo.

W Warszawie mamy tylko 1,5 h na przesiadkę akurat, aby spokojnie przejść kontrolę paszportową i dojść do naszego gate’u. Jak się okazało, razem z nami podróżowała nasza reprezentacja wybierająca się na mecz z Azerbejdżanem w ramach eliminacji do mistrzostw świata w futsalu. Nasi reprezentanci, w większości naprawdę młode chłopaki, wyglądają bardzo sympatycznie, a zarazem profesjonalnie, w takich samych biało – czerwonych strojach. Oczywiście od razu postanawiamy mocno trzymać kciuki za ich sukces. Ani My, ani Oni jeszcze nie wiemy, że na niewiele się to zda, albowiem nasza reprezentacja przegra za kilka dni w Baku 3:4... :cry:

Tymczasem okazało się, ze nasz samolot będzie miał opóźnienie. Niespecjalnie się tym przejmujemy, bo planowany przylot do Baku ma być o 02.55 w nocy, a już wcześniej postanowiliśmy, że czekamy na lotnisku do rana.

W końcu jest nasz Boeing 737 – 800, gdzie jak się okazało było trochę wolnych miejsc. Zajmujemy nasze, licząc, że nikt się do nas już nie dosiądzie. Tak też się stało i mogliśmy wygodnie się mościć w oczekiwaniu na 4 godzinny lot do Baku.
Po chwili stwierdzamy, iż z niedalekiej odległości dochodzą jakieś niestandardowe dźwięki i jeszcze mniej standardowe zapachy. Zaczynamy podejrzewać jednego z trenerów naszej kadry, który siedzi po przeciwnej stronie, ale niesłusznie, bo zaraz po starcie pośpiesznie zebrał swoje manatki i przeniósł się na inne miejsce. Dźwięki i zapachy niestety pozostają razem z nami… :roll: Dopiero po jakimś czasie okazało się, że wydaje je przewożony przez młodego Azera pies. Problem jest na tyle poważny, że tematem interesuje się stewardesa, która później nam tłumaczy, że pies jest w specjalnej klatce i pewnie dlatego się boi. No i w ramach tego lęku tak piszczy i wytacza… :oops:

No nic, zakładamy stopery, wtulamy nosy w bluzy i idziemy spać. Dalsza podróż mija już bez przygód, a po kilku godzinach lądujemy w Baku :D .Dzień 2

Po przylocie wolno przechodzimy procedury imigracyjne. Nie śpieszy nam się, bo jest przecież 3.30 w nocy. Pogranicznicy starannie sprawdzają nasze wizy i paszporty covidowe. Dopiero po przejściu orientujemy się, że jednak nie tak starannie, bo przez przypadek okazaliśmy nasze certyfikaty zamiennie :lol: .

Na lotnisku wymienimy trochę dolarów (kurs 1 USD = 1,65 AZN, w centrum można było uzyskać za 1 USD = 1,7 AZN) i rozglądamy się za transportem do miasta.
Najtaniej można pojechać autobusem, który odjeżdża mniej więcej, co godzinę od 6 do 23, a kurs do centrum trwa około 40 minut. Wszystkie autobusy miejskie w Baku (ale także metro) wyposażone są w elektroniczne czytniki i aby się nimi przemieszczać musimy kupić kartę magnetyczną za 2 AZN (1,17 USD) i ją naładować. Karty ładujemy na stacjach metra i na większych przystankach w specjalnych biletomatach. Takie urządzenie znajduje się także na lotnisku (a właściwie na zewnątrz, przy głównym wejściu) z tym, że w czasie kiedy My tam byliśmy, to biletomat nie wydawał nowych kart (można było natomiast naładować kartę, którą już się miało). Dogadaliśmy się więc z miejscowym młodzianem, że zapłacimy mu za bilety gotówką, a On odbije swoją kartą nasz przejazd. Tak też się stało, a bilet do centrum kosztuje tylko 1,3 AZN (0,70 USD).

Do naszego hotelu Royal Palace Hotel Baku dochodzimy około 8 rano, licząc po cichu, że może nasz pokój będzie już gotowy i odeśpimy trochę noc spędzoną w samolocie i na lotnisku. Nic z tego… Recepcjonista bezradnie rozkłada ręce mówiąc, że wszystkie pokoje są zajęte. Super… :roll: No nic, zostawiamy nasze plecaki i idziemy na spacer.

Z mojej poprzedniej wizyty w Baku sprzed… 17 lat, zapamiętałem stolicę Azerbejdżanu jako dosyć egzotyczne, ale jednak prowincjonalne, z lekka zapyziałe i raczej średnio ciekawe miasto. A tu proszę… Francja = elegancja. Nie od parady obecnie jest nazywany Paryżem Wschodu. Piękne budynki, szerokie bulwary, parki, kafejki, restauracje. Całe centrum świeci czystością, elegancją i smakiem. Po ulicach suną nowe (i drogie) samochody, a centralnymi deptakami przechadzają się ładnie (i drogo) ubrani młodzi ludzie. No pięknie, a My z wczorajszym zapachem i w dresowych bluzach… :shock:
Z centrum idziemy nad morze, gdzie kilometrami można spacerować pięknie odnowioną promenadą. Kupujemy po kawie i siadamy na ławce. Jest słońce, jest morze, jest dobrze… :D

W międzyczasie zrobiła się 14, więc wracamy do naszego hotelu i logujemy się do naszego pokoju. Nasz hotel możemy spokojnie polecić. Za dwie noce ze śniadaniem zapłaciliśmy łącznie 112,18 AZN (65,98 USD), co wydaje się być całkiem sympatyczną kwotą. Hotel ma dobre, centralne położenie, pokój był czysty, śniadanie też ok.

Po odpoczynku ruszamy znowu. Najpierw idziemy zobaczyć Stare Miasto, które zapamiętałem z poprzedniego pobytu, jako mocno zabiedzone. Teraz prezentuje się znacznie lepiej ze swoim sztandarowym landmarkiem – Basztą Dziewiczą. Od dłuższych spacerów w tym miejscu, odwodzą nas jednak liczni naganiacze, którzy próbują wcisnąć nam swoje produkty i usługi. Nie mamy siły na targi i słowne przepychanki i maszerujemy dalej.
Tak jak kilkanaście lat temu wyróżnikiem krajobrazu Baku była właśnie Baszta Dziewicza to teraz są nimi Ogniste Wieże. Trzy niesamowite wieżowce przypominające sowim wyglądem płomienie, które dodatkowo każdego wieczoru iluminowane są pokazami świateł. Świetne miejsce :) .

Jeszcze tylko zakupy w supermarkecie świeżych warzyw, sera i zimnego piwa i mogliśmy wracać do hotelu celebrować powitalną kolację w Azerbejdżanie. A potem już tuleni dogasającym gwarem dobiegającym z ulicy wreszcie kładziemy się spać. Męczący, ale piękny dzień.Dzień 3

Jeżeli mamy czas i ochotę na jednodniową wycieczkę z Baku to prawdopodobnie wybierzemy Park Narodowy Qobustan. I słusznie :!: , bo to jedno z najciekawszych miejsc w całym Azerbejdżanie, dodatkowo składające się z kilku różnych atrakcji. Wycieczkę do Parku możemy sobie wykupić w Baku (prawdopodobnie pośredniczy w sprzedaży takich wycieczek każdy hotel), ale bez problemu możemy się tam wybrać wypożyczonym samochodem lub korzystając z transportu publicznego. Dla mnie, przemieszczanie się publicznymi środkami transportu, jest atrakcją samą w sobie i zawsze (jeżeli jest to możliwe) wybieram właśnie taką opcję :D .

Do Parku Narodowego Qobustan dojazd jest bardzo prosty. Najpierw, w centrum Baku (np. na przystanku wzdłuż promenady) musimy wsiąść do autobusu nr 125, gdzie zapłacimy za bilet kartą magnetyczną 0,4 AZN (0,23 USD). Jadąc, warto zwrócić uwagę na stare (i nowe) szyby naftowe, w szczególności w okolicy meczetu Bibi Heybat. Musimy wysiąść na rondzie Lokbatan (jeżeli mamy wątpliwości możemy spytać kierowcy) i tam przesiąść się w busa nr 195. Na przystanku mogą nas zaatakować taksówkarze twierdząc, że busa nie ma, ale nie musimy się tym przejmować, bo busy to Qobustanu jeżdżą często. Za bilet zapłacimy 0,8 AZN (0,47 USD), ale już nie kartą magnetyczną, lecz gotówką.

Po około godzinie dojedziemy do Qobustanu i tam musimy wykonać najtrudniejszą robotę, czyli znaleźć taksówkę, która nas obwiezie po okolicy. Problemem nie jest oczywiście znalezienie taksówki (stoi ich tam kilkanaście), lecz ustalenie jakiejś sensownej ceny :P . My zagadaliśmy z nieśmiałym starszym Panem, który stał trochę na uboczu, być może dlatego, że jego łada odbiegała standardem, nawet na tle mocno wymęczonych innych bolidów. Umówiliśmy się na kwotę 25 AZN (14,70 USD), co było całkiem rozsądną kwotą, mając na względzie sumy, które były wymieniane w różnych internetowych relacjach.

Pierwsze miejsce do jakiego się jedzie to wulkany błotne. Jest to bardzo osobliwe i rzadko spotykane na świecie zjawisko. Wulkany nie są wysokie i – co ciekawe – są zimne :roll: . Można na nie bez problemu wejść i obserwować pękające bąble błota, a potem spływającą błotną lawę. Miejsce jest naprawdę urokliwe zwłaszcza, że trafiliśmy na dosyć posępną pogodę, co tylko nadawało wulkanom i okolicy apokaliptyczno – demonicznego sznytu. Wulkany są nieogrodzone, a tym samym niebiletowane :D .

Z wulkanów jedzie się oglądać prehistoryczne petroglify, ale wcześniej musimy kupić bilet wstępu uprawniający do wejścia do Muzeum i samego Parku za 10 AZN (5,88 USD). Gdy byłem tutaj w 2005 roku w Muzeum preferowano jeszcze absolutnie socjalistyczny styl – jakieś dziwne, pożółkłe plansze, mocno wyleniałe, wypchane zwierzęta i… płatną toaletę. Teraz to już klasa światowa. Nowoczesne i mega interaktywne miejsce, w którym nawet paleontologiczni dyletanci spędzą bardzo przyjemny czas.

Ostatnim, ale równie ciekawym miejscem jest właściwy Park Narodowy Qobustan, w którym ogląda się petroglify przedstawiające życie ludzi sprzed kilku, a nawet kilkunastu tysięcy lat – polowanie, tańce, pracę, jak również całą gromadę różnych zwierząt. Co ciekawe, w Qobustanie cały czas odkrywane są nowe rysunki, ale także jaskinie i groby, a obszar do zwiedzania się powiększa.

Do baku wracamy w taki sam sposób, czyli najpierw busem nr 195 do ronda Lokbatan, a stamtąd już autobusem miejskim nr 125 do centrum Baku.

Ponieważ jest jeszcze dosyć wcześnie, a nam szkoda wracać do hotelu, postanawiamy zobaczyć (podobno) najładniejszą wieczorną panoramę Baku. W tym celu trzeba pójść do parku Dagustu i wspiąć się długimi schodami na szeroki balkon (koło restauracji Manzara). To bardzo popularny punkt widokowy i zapewne nie będziemy tam sami, ale miejsca jest naprawdę dużo, więc bez problemu znajdziemy coś dla siebie. A widoki są naprawdę niesamowite, bo widać nie tylko rozświetlone Baku, ale także niebieską taflę Morza Kaspijskiego.

Takie zakończenie dnia to ja rozumiem ;) . Dzień 4

Tak jak pisałem, głównym powodem mojej kolejnej wizyty w Azerbejdżanie, była chęć odwiedzenia nieznanego mi jeszcze Nachiczewania.
Nachiczewań to odosobniona, a przez to mocno egzotyczna i tajemnicza część Azerbejdżanu, oddzielona od głównej części kraju – terytorium wrogiej Azerbejdżanowi Armenii. Ponieważ południową część Nachiczewania otacza z kolei średnio przyjazny Azerbejdżanowi – Iran, jedyną lądową „bezproblemową” granicą jest zaledwie 16 kilometrowy odcinek z Turcją. Tamtędy można też bez większych problemów do Nachiczewania wjechać. Ponieważ jest to przedsięwzięcie czasochłonne i wbrew pozorom dosyć drogie, od razu założyliśmy, że do Nachiczewania lecimy samolotem.

Monopol na loty pomiędzy Baku, a Nachiczewaniem ma azerska narodowa linia lotnicza AZAL. Bilety mają stałą cenę 70 AZN (41,17 USD) za lot w jedną stronę (obywatele azerscy płacą po 60 AZN za lot). Dziennie linia obsługuje kilka takich lotów (najczęściej 4 – 5), a można także polecieć do Nachiczewania z drugiego, co do wielkości miasta Azerbejdżanu – Gandży. Stała cena ma oczywiście plusy, albowiem możemy wstrzymać się z kupnem biletu. My, nasze bilety kupowaliśmy będąc już w Baku :) .

O ile dolot do Nachiczewania nie stanowi problemu, o tyle możemy trochę wtopić na noclegu. Niestety hoteli w Nachiczewaniu jest mało, a większość z nich jest droga. My, dodatkowo załapaliśmy się na Światową Olimpiadę Szachową Młodzieży, która odbywała się akurat w tym czasie w Nachiczewaniu, co skutkowało tym, że musieliśmy nocować w Naxcivan Palace Hotel, gdzie za noc ze śniadaniem płaciliśmy aż 130,17 AZN (76,57 USD) :oops: . Hotel, chociaż nowy, trącił socrealistyczną mychą. Wielki, przestronny… i totalnie niepraktyczny. Cóż z tego, że pokoje miały kilka metrów wysokości, skoro były wąskie i miały bardzo cienkie ściany, cóż z tego, że w łazience były różne kosmetyki, skoro urywała się rączka od prysznica itd :roll: .

No dobra, ale My tymczasem jeszcze cały czas w Baku, więc pośpiesznie opuszczamy nasz sympatyczny Royal Palace Hotel Baku i idziemy na dworzec kolejowy, spod którego odjeżdżają autobusy na lotnisko. Za bilety płacimy kartą magnetyczną po 1,3 AZN (0,76 USD) i za 40 minut jesteśmy na lotnisku. Loty do Nachiczewania odbywają się nie z nowego, lecz starego terminala, co jednak nie jest jakimkolwiek problemem, bo terminale położone są obok siebie. Samolot jest zapełniony do ostatniego miejsca, a My („na oko”) jesteśmy jedynymi zagranicznymi turystami.

Ponieważ nie mogliśmy znaleźć w internecie jakiejkolwiek wiarygodnej informacji o transporcie publicznym z lotniska w Nachiczewaniu, wstępnie nastawiamy się na spacer do hotelu (6 km). Gdy jednak wyszliśmy przed mały terminal, taksówkarze zagadali nas, gdzie chcemy jechać, a po naszej odpowiedzi wskazali bolid, który tam jechał. Okazało się, że była to taksówka dzielona, a My mieliśmy zapłacić tylko za nasze miejsca po 3 AZN (1,76 USD) od osoby. Uznaliśmy, że to rozsądna cena i pojechaliśmy do hotelu taksówką.

Jadąc do hotelu rozglądamy się po mieście. Wielkie, masywne budynki, szerokie ulice, place, parki… wszystko duże, przestronne i czyste. Czegoś brakuje? Acha, ludzi… Takie miasta widziałem w Kazachstanie czy Uzbekistanie. Miasta stworzone w imię / dla jakiejś wyższej idei, której jednak nie po drodze z przyziemną logiką użyteczności. Po co kilka pasów jezdni, skoro jest tak mało samochodów :? ?

Ale to przecież nie nasz problem :D . W hotelu zrzucamy plecaki i ruszamy na miasto. Ludzie są mili, ale raczej nieśmiali. My mamy tak samo, więc uśmiechając się do miejscowych idziemy zobaczyć największy zabytek Nachiczewania, czyli XII – wieczne Mauzoleum Momine Chatun świadomie zostawiając sobie zwiedzanie reszty miasta na inny dzień. Potem robimy jeszcze zakupy w markecie i wreszcie wracamy na odpoczynek do hotelu.Dzień 5

Pomimo tego, że jestem podróżniczo zawodnikiem mocno doświadczonym, że mówię trochę po rosyjsku i że mieszkańcy Nachiczewania są bardzo przyjacielscy i pomocni to jednak nie udało mi się dzień wcześnie ustalić jakiegoś sensownego transportu publicznego, za pomocą, którego moglibyśmy dokonać eksploracji republiki. Niby jakieś marszrutki jeżdżą, niby są jakieś zdezelowane autobusy, ale częstotliwość kursów i rodzaj kierunków do końca pobytu w Nachiczewaniu pozostała dla mnie nie do końca zgłębioną zagadką :roll: . Miałem wprawdzie w tyle głowy zapewnienia naszego recepcjonisty, że może nam zorganizować taksówkę, która przez cały dzień będzie do naszej dyspozycji, ale proponowana cena 100 AZN (58,82 USD) wydała nam się mocno zawyżona. Ponieważ własne negocjacje z taksówkarzami również nie przyniosły satysfakcjonujących mnie rezultatów, postanowiliśmy jeszcze raz porozmawiać z naszym recepcjonistą. Jak się okazało mieliśmy szczęście, albowiem nasz hotel na następny dzień miał już nagraną czwórkę turystów, do których mogliśmy się dołączyć. Oczywiście przystaliśmy na takie rozwiązanie zwłaszcza, że dzielona cena spadła do 20 AZN (11,76 USD) na głowę.

Jakież rano było nasze zdziwienie, gdy naszą czwórką „turystów” były… cztery mocno już dojrzałe mieszkanki Baku, które przyleciały sobie na kilkudniową wycieczkę. Od razu znaleźliśmy wspólny język zwłaszcza, że zaczęliśmy ze wszech miar wychwalać zalety Azerbejdżanu i jego mieszkańców (zresztą zupełnie szczerze), pilnując się równocześnie, aby podobnej szczerości nie poczynić do równie uczuciowo nam bliskiej Armenii i jej miłych mieszkańców. Gdy dodamy do tego, że naszym kierowcą okazał się… ojciec naszego recepcjonisty, atmosfera zrobiła się jeszcze bardziej miła i familijna :D .

Naszą podróż zaczęliśmy od znanego nam już Mauzoleum Momine Chatun, ale także kilku innych zabytków Nachiczewania – Mauzoleum Noego czy Muzeum Dywanów. Potem ruszyliśmy z miasta i wreszcie zobaczyliśmy dosyć pustawy i mało zaludniony interior.

W ciągu dnia odwiedziliśmy mnóstwo miejsc, o których w zdecydowanej większości nie mieliśmy wcześniej zielonego pojęcia – meczety, medresy, cmentarze, ale także muzea i targi. Wszędzie przyjmowano nas bardzo serdecznie próbując nam dokładnie objaśniać zwiedzane miejsca i ich znaczenie. Często też pozowaliśmy do zdjęć jako „delegacja z Polski”, co było tyle sympatyczne, co jednak dosyć męczące :roll: . Dlatego też najczęściej kurtuazyjnie wysłuchiwaliśmy początkowych informacji, a potem dyskretnie się zmywaliśmy zostawiając na placu boju nasze dzielne Azerki ;) .

Z miejsc, na które czekaliśmy, warty odnotowania jest położony w samym rogu republiki Ordubad, z kilkoma ciekawymi muzeami i targiem.

Ale prawdziwym gemem tego dnia (a w zasadzie całego pobytu w Azerbejdżanie) była forteca Alinja, czyli kaukaskie Machu Picchu. Jeżeli mamy w Nachiczewaniu zobaczyć tylko jedno miejsce – to właśnie jest ono przed nami :!: . Do Alinji dojechaliśmy tuż przed zmrokiem, co mocno nas zestresowało, bo przecież do pokonania mieliśmy ponad 1.500 schodów, aby dostać się do tej wysoko położonej atrakcji. Ochoczo ruszyliśmy więc w górę, pozostawiając nasze dzielne towarzyszki w odwodzie… :roll:

Alinja jest absolutnie wyjątkowym miejscem, a okoliczności, w których ją zwiedzaliśmy tylko tą wyjątkowość uwypukliły. Przede wszystkim byliśmy tam sami, nikt nam nie przeszkadzał, nikt nie wchodził w kadr. Rzadko kiedy w obecnych czasach można gdziekolwiek być samemu, a tu jeszcze w takim miejscu… Cisza, lekki wiatr, tajemnicza, z lekka apokaliptyczna okolica i zachodzące słońce… Ech, dla takich chwil żyjemy, dla takich chwil podróżujemy… :o :D

Z zamku schodzimy już po zmroku absolutnie zadowoleni, z poczuciem przeżycia czegoś wyjątkowego. Nasz wesoły bolid raźno rusza w stronę miasta, a nasze towarzyszki obdzielają nas na odchodne (One jeszcze tego samego dnia wracają samolotem do Baku) toną smakołyków i napojów. I jak tu nie lubić Azerów nawet jeżeli z nienawiści do równie przeze mnie lubianych Ormian uczynili swój narodowy sport :roll: :?:Dzień 6

Poprzedniego dnia zjechaliśmy ładny kawałek Nachiczewańskiej republiki. Poruszaliśmy się i główną szosą pomiędzy Nachiczewaniem a Ordubadem, ale też wieloma drogami lokalnymi. Należy przyznać, że drogi w republice są naprawdę całkiem dobre, ale… niezbyt wiele pojazdów po nich jeździ, zwłaszcza takich, które nas najbardziej interesowały, czyli marszrutek czy autobusów :shock: . Nie chcąc zostać gołkiem i mając na względzie mało skorych do negocjacji nachiczewańskich taksówkarzy, znowu dzień wcześniej udaliśmy się do naszego recepcjonisty – managera hotelu, z którym negocjowaliśmy kolejną wycieczkę z jego ojcem. Tym razem byliśmy tylko we dwójkę, bo nasze urocze towarzyszki z dnia poprzedniego wróciły już do Baku. Ale ponieważ trasa naszej następnej wycieczki była krótsza niż poprzednio, dogadaliśmy się na podobną cenę, czyli 20 AZN (11,76 USD) od osoby.

Tym razem planowaliśmy odwiedzić przede wszystkim dwie atrakcje, czyli kopalnię soli i Qababaglar z tym, że podobnie jak poprzednio, nasz kierowca zawiózł nas też w kilka innych, mniej znanych miejsc.

Całą drogę próbujemy rozmawiać, chociaż do dzisiaj się zastanawiam, co było gorsze – mój rosyjski czy angielski naszego drivera ;) . Pomimo tego udało nam się sporo dowiedzieć o życiu w takim odosobnionym miejscu (zamknięte dla miejscowych granice zarówno z Iranem i Armenią, a jedyny kontakt ze światem to wąski kawałek otwartej granicy z Turcją i droga powietrzna do Baku). Generalnie życie toczy się bardzo spokojnie, dosyć biednie, ale zarazem w miarę godnie i przede wszystkim bezpiecznie. W Nachiczewaniu prawie nie ma przestępczości pospolitej, a sąsiedniej Armenii nikt się nie boi, zwłaszcza po ostatniej wojnie, którą przecież Azerbejdżan bezapelacyjnie wygrał. Nachiczewań jest także oczkiem w głowie obecnego prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa, bo w tym mieście urodził się i rozpoczynał swoją karierę jego ojciec, poprzedni prezydent kraju Hajdar Alijew. Nasz kierowca z dumą opowiadał nam nie tylko o swojej republice i swoim kraju, ale także trzech synach – najstarszym – pracującym w naszym hotelu, średnim – żołnierzu i najmłodszym – informatyku. Jedyne nad czym ubolewał to, to że żaden z nich się jakoś do żeniaczki nie palił… :D :oops:

Tak to wesoło gawędząc najpierw zajechaliśmy do kopalni soli, a potem do Qababaglaru.
Kopalnia soli znajduje się w miejscowości Duzdagh zaledwie kilkanaście kilometrów od Nachiczewania. Jeżeli jednak spodziewamy się czegoś w rodzaju Kopalni Soli w Wieliczce… no to nie, to zupełnie nie ta liga. Obecnie w kopalni w Duzdagh cały czas wydobywa się sól (nasz kierowca zaprowadził nas zresztą do pobliskiego zakładu, gdzie oczywiście robiliśmy za „delegację z Polski”), ale przede wszystkim kopalnia służy jako zakład leczniczy chorób układu oddechowego. Po kopalni można w określonych miejscach chodzić, a nawet odpoczywać, ale trudno ją traktować jako wielką atrakcję :roll: .

O wiele ciekawsze jest położone w Qababaglarze średniowieczne mauzoleum wraz z pobliskim muzeum. Od czasu naszego pobytu w Uzbekistanie (a w moim przypadku od czasu o wiele wcześniejszego pobytu w Iranie) uwielbiamy środkowo azjatyckie zabytki sakralne. Obecnie w Qababaglarze znajduje się jednowieżowe mauzoleum mongolskiej księżniczki Guti Khatun i starannie odrestaurowany budynek dawnej medresy z dwoma minaretami (obecnie muzeum). Miejscowy stróż (bardzo młody chłopak) z werwą oprowadzał nas po całym obiekcie wyraźnie zadowolony, że może się przed kimś popisać swoim bardzo dobrym angielskim. Na jeden z minaretów można było wejść, co oczywiście ochoczo zrobiliśmy. Jeszcze tylko obowiązkowa sesja zdjęciowa i mogliśmy wracać.

Do hotelu wracamy w doskonałych humorach. Mieliśmy piękny dzień i nic nie jest w stanie nam go popsuć. Nawet nieletni szachiści, którzy kwaterują w naszym hotelu i którzy wieczorem uskuteczniają pod drzwiami naszego pokoju jakieś dzikie gonitwy… :cry: (jak już pisałem w czasie naszego pobytu w Nachiczewaniu odbywa się Światowa Olimpiada Szachowa Młodzieży).Dzień 7

Nadszedł ostatni dzień naszego pobytu w nachiczewańskiej republice. Ponieważ samolot do Baku mieliśmy po południu postanowiliśmy wykorzystać poranne godziny na jeszcze jeden spacer po mieście.

Nachiczewań przybyszom z Europy może się jawić jako miejsce z lekka abstrakcyjne, wybudowane wbrew naszej europejskiej logice, premiującej miejską użyteczność i wygodę, zamiast postradzieckiej budowlanej megalomanii. Nachiczewań nawet w centrum wygląda jak miasto opuszczone. Po szerokich ulicach jeździ mało samochodów, po szerokich chodnikach chodzi mało ludzi… Jakieś olbrzymie, niepraktyczne budowle, wielkie place… Widziałem takie miasta w innych postsowieckich krajach. Wywołują we mnie zarazem poczucie lęku i niepokoju, ale także jakiejś dziwnej fascynacji… :roll: ;)

W końcu musieliśmy się jednak zbierać. W międzyczasie udało mi się ustalić, że nieopodal lotniska zatrzymuje się autobus nr 6, więc oczywiście skorzystaliśmy z tańszego transportu niż taxi, wywołując nieukrywane zaciekawienie i niedowierzanie u pracowników naszego hotelu, z którymi przez te kilka dni zdążyliśmy się poznać. Za bilet zapłaciliśmy 0,4 AZN (0,23 USD).

Na lotnisku czujne oko strażników od razu nas wypatrzyło (co nie było raczej szczególnie trudne :D ) i zakwalifikowało do grupy innostrańców. Skierowano nas do osobnej kolejki, gdzie stało już kilku Rosjan i kazano czekać na kontrolę. Nie wiedzieliśmy, co ma być kontrolowane, ale staliśmy spokojnie w przeciwieństwie do Rosjan, którzy wyglądali na wyraźnie zdenerwowanych i w wielkim napięciu coś przekładali w swoich bagażach. W końcu przyszedł jakiś miejscowy urzędas. Na nas ledwie spojrzał i machnął, żebyśmy przechodzili, ale z Rosjanami wyraźnie chciał ubić jakiś interes… :shock: :?:

Do Baku przylecieliśmy już po zmierzchu. Na szczęście zaraz mieliśmy autobus do centrum (jak zwykle bilet kosztował 1,3 AZN, czyli 0,7 USD).
Nocujemy w Boulevard Inn, a za pokój ze śniadaniem płacimy 61,37 AZN (36,1 USD). Hotel na zdjęciach wygląda przyzwoicie, a właściciel szarmancko lokuje nas zamiast w zarezerwowanym przez nas pokoju dwuosobowym – w suite, zachęcając nas do docenienia tego faktu poprzez wystawienie stosownej oceny. Acha, to tak to się odbywa… faktycznie hotel ma podejrzanie wysokie noty. Ze mną jednak biznesu nie będzie… Cóż z tego, że dostajemy duży pokój, skoro jest on brudny i śmierdzi papierosami… :roll: :evil:

Dochodzimy do wniosku, że tak zupełnie na trzeźwo się tego nie da i otwieramy wino… :) , a potem jeszcze drugie… :DDzień 8

To już ostatni pełny dzień w Azerbejdżanie. Już wcześniej postanowiliśmy, że spędzimy ten dzień w Baku. Tak jak już wcześniej pisałem, od mojego poprzedniego pobytu w tym mieście (który miał miejsce… 17 lat temu :? :lol: ) Baku zmieniło się w sposób niesamowity. Widać, że pieniądze z wydobycia ropy i gazu poza celami niecnymi (zbrojenia, a w konsekwencji wojna z Armenią) są również przeznaczane na celu już bardziej zacne :!: . Baku to obecnie naprawdę bardzo ładne i atrakcyjne miasto i gdyby było bliżej Europy, byłoby zapewne popularnym miejscem na city breaki. Ponieważ jest położone tam gdzie jest, raczej jest skazane na turystów nie z Europy, lecz Rosji i Turcji :| .

My ostatni dzień spędziliśmy na luzie. Prawie cały dzień spacerowaliśmy bez większego celu, co jakiś czas zatrzymując się na kawę czy jakąś przekąskę :D .

Miejscem, które zrobiło na nas tego dnia największe wrażenie to zaprojektowane w pracowni słynnej Zahy Hadid – Centrum Hajdara Alijewa (byłego Prezydenta, a zarazem ojca obecnego). To obecnie kulturalne serce Azerbejdżanu mieszczące w sobie muzeum, salę koncertową czy sale wystawiennicze. Centrum jest dumą miejscowych, którzy pasjami robią sobie na tle budynku sesje zdjęciowe (w tym nowożeńców). Budowla bardzo się wyróżnia swoją lekkością i jasną barwą, na tle jednak dosyć ciężkawej i ponurej architektury miasta. Tak namiętnie podziwiamy budynek z zewnątrz, że… w końcu brakuje nam czasu, żeby wejść do środka :roll: . No cóż, może następnym razem… :D

Już po ciemku wracamy do hotelu po nasze plecaki, a potem jedziemy na lotnisko miejskim autobusem (bilet kosztował 1,3 AZN, czyli 0,7 USD).

Na lotnisku jesteśmy przed 22. No i co teraz? Do odlotu samolotu do Warszawy zostało jeszcze kilka godzin. Wymieniam resztki manatów na dolary, przepakowujemy się, zjadamy przygotowane kanapki… i mogę się wreszcie oddać mojemu ulubionemu lotniskowemu zajęciu, czyli analizowaniu tablicy przylotów i odlotów… :D :lol: gdzie już byłem, gdzie chciałbym być (to pytanie retoryczne – wszędzie :lol: ), do jakich miast (państw) jest najwięcej lotów, jakie linie latają… mogę tak godzinami… :roll: ;)

Dodaj Komentarz

Komentarze (14)

dad 28 listopada 2022 23:08 Odpowiedz
Już myślałem ze będziesz opisywał wyjazd z 2005r :) Fajny kierunek, będę zaglądał :)
sudoku 29 listopada 2022 17:08 Odpowiedz
@Chris Peen Czekam na wrażenia z Nachiczewania, bo sam mam bilety do Baku na marzec i się zastanawiam, czy robić jednodniowy wypad do enklawy, cz odpuścić.Czy udało Ci się znaleźć jakiś sposób na obniżenie ceny lotów wewnętrznych? Bo nie mogę ich znaleźć na żadnej wyszukiwarce, tylko bezpośrednio na stronie Azala w cenie 70 AZN/OW.
chris-peen 29 listopada 2022 23:08 Odpowiedz
DAD - zapraszam :D Sudoku - Nachiczewan jest na pewno godny odwiedzenia, pytanie czy ma sens lecieć tam na kilka (kilkanaście) godzin. Tam większość ciekawych rzeczy jest poza miastem. Raczej bym optował za opcją dwudniową. Cena biletów jest stała i wg mojej wiedzy da się je kupić tylko na stronie AZAL. Plusem jest to, że nie trzeba ich kupować dużo wcześniej, bo do końca są w tej samej cenie :)
chris-peen 11 grudnia 2022 23:09 Odpowiedz
Dzień 1No i nastał w końcu ten długo wyczekiwany dzień.Najpierw musimy jeszcze pozałatwiać wszystkie sprawy w pracy, których ilość (jak to zwykle ostatniego dnia przed urlopem) pęcznieje wraz ze zbliżającym się końcem dnia. Ufff… jakoś udało się wszystko pozamykać i spokojnie możemy ruszać.Najpierw nasza standardowa, samochodowa trasa do Balic, skąd ma wyruszyć nasz samolot do Warszawy. Pobyt na lotnisku w Balicach, jak i sam lot do Warszawy przebiegają sprawnie i bezproblemowo.W Warszawie mamy tylko 1,5 h na przesiadkę akurat, aby spokojnie przejść kontrolę paszportową i dojść do naszego gate’u. Jak się okazało, razem z nami podróżowała nasza reprezentacja wybierająca się na mecz z Azerbejdżanem w ramach eliminacji do mistrzostw świata w futsalu. Nasi reprezentanci, w większości naprawdę młode chłopaki, wyglądają bardzo sympatycznie, a zarazem profesjonalnie, w takich samych biało – czerwonych strojach. Oczywiście od razu postanawiamy mocno trzymać kciuki za ich sukces. Ani My, ani Oni jeszcze nie wiemy, że na niewiele się to zda, albowiem nasza reprezentacja przegra za kilka dni w Baku 3:4... :cry: Tymczasem okazało się, ze nasz samolot będzie miał opóźnienie. Niespecjalnie się tym przejmujemy, bo planowany przylot do Baku ma być o 02.55 w nocy, a już wcześniej postanowiliśmy, że czekamy na lotnisku do rana.W końcu jest nasz Boeing 737 – 800, gdzie jak się okazało było trochę wolnych miejsc. Zajmujemy nasze, licząc, że nikt się do nas już nie dosiądzie. Tak też się stało i mogliśmy wygodnie się mościć w oczekiwaniu na 4 godzinny lot do Baku. Po chwili stwierdzamy, iż z niedalekiej odległości dochodzą jakieś niestandardowe dźwięki i jeszcze mniej standardowe zapachy. Zaczynamy podejrzewać jednego z trenerów naszej kadry, który siedzi po przeciwnej stronie, ale niesłusznie, bo zaraz po starcie pośpiesznie zebrał swoje manatki i przeniósł się na inne miejsce. Dźwięki i zapachy niestety pozostają razem z nami… :roll: Dopiero po jakimś czasie okazało się, że wydaje je przewożony przez młodego Azera pies. Problem jest na tyle poważny, że tematem interesuje się stewardesa, która później nam tłumaczy, że pies jest w specjalnej klatce i pewnie dlatego się boi. No i w ramach tego lęku tak piszczy i wytacza… :oops: No nic, zakładamy stopery, wtulamy nosy w bluzy i idziemy spać. Dalsza podróż mija już bez przygód, a po kilku godzinach lądujemy w Baku :D .
classy 12 grudnia 2022 23:08 Odpowiedz
Zapowiada się fajna relacja, czekam na zdjęcia! :)
chris-peen 9 lutego 2023 23:08 Odpowiedz
Dzień 7Nadszedł ostatni dzień naszego pobytu w nachiczewańskiej republice. Ponieważ samolot do Baku mieliśmy po południu postanowiliśmy wykorzystać poranne godziny na jeszcze jeden spacer po mieście. Nachiczewań przybyszom z Europy może się jawić jako miejsce z lekka abstrakcyjne, wybudowane wbrew naszej europejskiej logice, premiującej miejską użyteczność i wygodę, zamiast postradzieckiej budowlanej megalomanii. Nachiczewań nawet w centrum wygląda jak miasto opuszczone. Po szerokich ulicach jeździ mało samochodów, po szerokich chodnikach chodzi mało ludzi… Jakieś olbrzymie, niepraktyczne budowle, wielkie place… Widziałem takie miasta w innych postsowieckich krajach. Wywołują we mnie zarazem poczucie lęku i niepokoju, ale także jakiejś dziwnej fascynacji… :roll: ;) W końcu musieliśmy się jednak zbierać. W międzyczasie udało mi się ustalić, że nieopodal lotniska zatrzymuje się autobus nr 6, więc oczywiście skorzystaliśmy z tańszego transportu niż taxi, wywołując nieukrywane zaciekawienie i niedowierzanie u pracowników naszego hotelu, z którymi przez te kilka dni zdążyliśmy się poznać. Za bilet zapłaciliśmy 0,4 AZN (0,23 USD).Na lotnisku czujne oko strażników od razu nas wypatrzyło (co nie było raczej szczególnie trudne :D ) i zakwalifikowało do grupy innostrańców. Skierowano nas do osobnej kolejki, gdzie stało już kilku Rosjan i kazano czekać na kontrolę. Nie wiedzieliśmy, co ma być kontrolowane, ale staliśmy spokojnie w przeciwieństwie do Rosjan, którzy wyglądali na wyraźnie zdenerwowanych i w wielkim napięciu coś przekładali w swoich bagażach. W końcu przyszedł jakiś miejscowy urzędas. Na nas ledwie spojrzał i machnął, żebyśmy przechodzili, ale z Rosjanami wyraźnie chciał ubić jakiś interes… :shock: :?: Do Baku przylecieliśmy już po zmierzchu. Na szczęście zaraz mieliśmy autobus do centrum (jak zwykle bilet kosztował 1,3 AZN, czyli 0,7 USD). Nocujemy w Boulevard Inn, a za pokój ze śniadaniem płacimy 61,37 AZN (36,1 USD). Hotel na zdjęciach wygląda przyzwoicie, a właściciel szarmancko lokuje nas zamiast w zarezerwowanym przez nas pokoju dwuosobowym – w suite, zachęcając nas do docenienia tego faktu poprzez wystawienie stosownej oceny. Acha, to tak to się odbywa… faktycznie hotel ma podejrzanie wysokie noty. Ze mną jednak biznesu nie będzie… Cóż z tego, że dostajemy duży pokój, skoro jest on brudny i śmierdzi papierosami… :roll: :evil: Dochodzimy do wniosku, że tak zupełnie na trzeźwo się tego nie da i otwieramy wino… :) , a potem jeszcze drugie… :D
chris-peen 20 lutego 2023 23:08 Odpowiedz
Dzień 9Czekamy i czekamy… Nasz samolot do Warszawy ma startować o 3.45, ale analizując o której wyleciał aeroplan z naszej stolicy wiem, że będzie opóźnienie. No cóż… :roll: Jest już sporo po 4, kiedy w końcu pakujemy się do samolotu. Jesteśmy już mocno zmęczeni, bo nie jest to najszczęśliwsza pora odlotu, zwłaszcza jak czekało się na samolot na lotnisku. Mamy nadzieję na solidną drzemkę, bo w końcu lot będzie trwał ponad 4h, ale nic z tego… :oops: Większą część pasażerów stanowią młodzi mężczyźni z Indii, którzy lecą przez Warszawę do Niemiec (swoją drogą mając na uwadze bezpośrednie loty LOTu z Warszawy do Delhi i Bombaju trasa przez Baku wydaje się być dosyć nieoczywista). Panowie lecą w sposób zorganizowany, do tego stopnia, że paszporty są im wydawane przez ich „opiekunów” tuż przed odprawą, a zaraz po niej są od nich odbierane. Mamy szczęście być ulokowani w samolocie centralnie między tą radosną ekipą… no więc mamy – śpiewy, słuchanie muzyki, oglądanie filmów z Bollywoodu, modlitwy, przesiadanie się… :roll: :lol: :| Samolot opuszczamy w Warszawie z podwójną ulgą. Naprawdę podróż była dosyć męcząca i za bardzo nic nie pospaliśmy, z tym, że my jednak wracamy z wakacji i już planujemy kolejne, a nasi rozbrykani towarzysze podróży, lecą w jakimś mało – wolnym trybie, do pracy :roll: .Nasz ostatni lot z Warszawy do Krakowa większych emocji już nie przyniósł :D .
chris-peen 6 marca 2023 23:08 Odpowiedz
Dzień 100To już ostatni odcinek z naszej podróży do Azerbejdżanu. Czas na wnioski i podsumowanie z perspektywy kilku miesięcy, które upłynęły od naszego powrotu. Wyjazd uważam za bardzo udany. Tak jak już pisałem, byłem już kiedyś w Azerbejdżanie, tak jak i sąsiednich Armenii i Gruzji. W takim zestawieniu to właśnie Azerbejdżan robi za „brzydkie kaczątko”, ale po pierwsze Armenia i Gruzja są krajami bardzo atrakcyjnymi, a po drugie, nawet w tym mniej interesującym Azerbejdżanie też można znaleźć sporo turystycznych perełek :!: . Poprzednio spędziłem w tym kraju około tygodnia, odwiedzając największe atrakcje jak Baku, Qobustan, Lahic, Szeki, Kis i Zaqatalę. Na tym wyjeździe, oprócz przypomnienia sobie Baku i Qobustanu odwiedziłem jeszcze, chyba najciekawsze miejsce – Nachiczewań. Azerbejdżan jest krajem ciekawym, bezpiecznym i w miarę tanim. Ludzie są przyjaźnie nastawieni do Polaków, chętnie pomagają, a ponieważ masowej turystyki w tym kraju nie ma, nie ma też związanej z tym plagi, czyli różnych naciągaczy, oszustów i kombinatorów. Przez większość część roku mamy zagwarantowaną ładną pogodę. Nic, tylko wypatrywać w Szalonej Środzie LOTu tańszych biletów do Baku, które pojawiają się tam dość często :) . Jeżeli chodzi o koszty to na cały 9 dniowy wyjazd wydaliśmy 6.060,00 zł za dwie osoby. Cena ta nie wydaje się być szczególnie wysoka w sytuacji, gdy za same bilety z Krakowa przez Warszawę do Baku oraz z Baku do Nachiczewania zapłaciliśmy 2.618,00 zł. Do tego trzeba doliczyć dojazd na lotnisko w Krakowie (80,00 zł), parking (115,00 zł), ubezpieczenie (108,00 zł) oraz wizy (260,00 zł). Hotele i inne wydatki wyniosły nas 2.879,00 zł. Podczas wyjazdu odwiedziliśmy 2 regiony wg podziału Nomadmanii (Azerbaijan – East oraz Azerbaijan – Nakhchivan), z czego ten drugi po raz pierwszy.Podczas naszej podróży odbyliśmy 6 lotów, z czego 4 – LOTem oraz 2 AZALem (którym leciałem po raz pierwszy w życiu). Lecieliśmy 2 razy Bombardierem Dash 8 – 400, 2 razy Boeingiem 737 – 800, 1 raz Airbusem A320 oraz 1 raz Embraerem 190. Z ciekawostek statystycznych należy odnotować, że pierwszy lot podczas tej podróży był zarazem moim… 500 lotem w życiu :D . I tak oto oddałem głos ubogim… Nie żadna międzynarodowa, wielogodzinna trasa, nie żaden Dreamliner czy Airbus A350, lecz krajowy półgodzinny lot wysłużonym i już emerytowanym Dashem przeszedł do annałów mojego latania. Taka to historia :lol: . I to tyle. Dziękuję za uwagę i do następnego razu :idea: .
dad 6 marca 2023 23:08 Odpowiedz
Dzień chyba 10, nie 100 ;-). Bardzo ładnie fotki, pięknie tam :)
astarloa12 12 marca 2023 23:08 Odpowiedz
Tak z czystej ciekawości :) Jak wygląda podejście Azerów do sprzedaży i konsumpcji alkoholu?
ghostwriter 13 marca 2023 05:09 Odpowiedz
@Astarloa12 , w Baku do wyboru do koloru w sklepach, a ktoś to chyba musi pić :) Nie wiem jak z piciem w miejscu publicznym, ale z tym, że sobie prywatnie pijesz to nikt nie będzie miał problemu. U mnie w hotelach nawet szampan był do śniadania, ale międzynarodowe hotele to trochę inna sprawa. Nie wiem zupełnie jak na prowincji na to patrzą, ale raczej spodziewam się dużego liberalizmu w tym zakresie, albo jako spadek po ZSRR, albo jako efekt tradycji wina - ich produktem regionalnym jest wino z granatu (które lubię bardziej niż klasyczne wina, ale jestem podobno w tym odosobniony).
piwili 13 marca 2023 05:09 Odpowiedz
Z moich obserwacji po dwóch weekendach w Baku i tygodniu na prowincji:- kupić można praktycznie wszędzie- nie pamiętam abym widział kupujących, spożywających lub po spożyciu w miastach,- w górach gospodarz bimbrem częstował i nie żałował sobie ani gościom lub sąsiadom.
kostek966 13 marca 2023 12:08 Odpowiedz
Słuszna uwaga, nie zastanawiałem się nad tym ale faktycznie na ulicach Baku pijanych nie widziałem, tzn raz widziałem, w restauracjach zamawiałem piwo czy wino, ale patrząc po stolicach to większość miała napoje do jedzenia, natomiast w pokoju hotelowym czekała na nas butelka wina azerskiego, szkoda tylko, że słodkiego, w restauracji próbowałem wytrawnego i bardzo mi smakowało, na lotnisku win dużo ale nie azerskich :( ,
chris-peen 26 kwietnia 2023 05:08 Odpowiedz
DAD - no nie, to nie omyłka ;) Wymyśliłem, że będę pisał relacje w miarę na świeżo, ale podsumowanie napiszę po kilku miesiącach od powrotu, aby móc spojrzeć na to, co przeżyłem z dystansu. No i stąd ten symboliczny 100 dzień, czyli właśnie 3, 4 miesiące po powrocie. Astarloa12 - tak jak to napisali ghostwriter, piwili i kostek966, w Azerbejdżanie alkohol nie stanowi żadnego problemu. W tym aspekcie ten kraj zdecydowanie należy traktować raczej jako sferę wpływów post - sowieckich, a nie muzułmańskich. Wszędzie można kupić zarówno tani miejscowy alkohol, jak i droższy importowany.